Kilka dni temu byłem na planie John Doga. Wir zawodowych wydarzeń sprawił, że już dawno myślami jestem gdzieś indziej. A w zasadzie byłem do czasu, gdy zobaczyłem efekt pracy. Jestem zadowolony. ? Jest energicznie, czasem zabawnie, livestylowo. Udział w projektach reklamowych to dla mnie moment wejścia w kilka ról jednocześnie.
Z jednej strony musiałem być Aktorem. Co nie jest łatwe, w szczególności, gdy mija dwunasta godzina zdjęć i trzeba wykrzesać z siebie magiczny uśmiech, który nie będzie wyglądał na przyklejony. Tu z pomocą przyszła moja wyobraźnia. Przypomniałem sobie, że kolejnego dnia mam spotkanie integracyjne z moim super zespołem i od razu mogłem się uśmiechnąć – do siebie, do operatora i zupełnie naturalnie. Z drugiej strony musiałem stawać na głowie, aby podczas nagrywania dźwięku mój głos brzmiał ciekawie, energicznie, czasem ciepło, co nie jest łatwe mając zadrutowaną szczękę. Pocieszam się, że za jakich czas mój uśmiech będzie trochę bardziej holywoodzki.?
Najciekawszą z ról na planie była ta Ogarniacza (trenera), bo wiecie – czasem na 1,5 sekundy trzeba polować 3 godziny, albo i dłużej. Było tak i tym razem. Weźmy sobie taką scenę, na której Diana (suczka z planu) biegnie z gryzakiem (około 18 sekundy). Niby prosta sprawa. Pies biegnie, coś tam się zadziało, nie trwało to długo. Ktoś na planie powiedział, jak scena ma wyglądać. Ktoś kogoś zawołał, aby ten przyniósł gryzak. Ktoś dał psu gryzaka i powiedział „no dobra, to niech ona teraz pobiegnie tam” (w tym momencie wskazał kierunek). Problem w tym, że Diana tym razem miała inny pomysł, bo wołana nawet nie drgnęła. Wręcz przeciwnie, położyła się i chciała spokojnie dokończyć konsumpcję. Nie dziwię się jej zupełnie. Dali gryzaka – to go gryzę. To był wyraźny sygnał, że musimy inaczej zrealizować tę scenę.
Wymieniłem gryzaka na coś smacznego i zacząłem kombinować. Skoro pies nie był w nastroju na latanie z gryzakiem, to wiem, że muszę jej udowodnić, że właśnie to teraz będzie dla niej najfajniejszą zabawą. Rozbawiłem ją, trochę zainteresowałem aportowaniem. Potem odsunęliśmy się i poprosiłem opiekunkę, aby zawołała psa. Emocje były już „w zupełnie innym miejscu”. Pies był w trybie zabawy socjalnej, był nastawiony na kontakt z człowiekiem i z racji, że wcześniej chwilkę aportowaliśmy, ochoczo chwycił gryzak i pobiegł. Ufff – udało się? Przez chwilę miałem taką nadzieję. No nie, przecież jest jeszcze scenografia, światło, ostrość kamery, szwenki itp. Więc powtórzyliśmy to jeszcze….kilkanaście razy, by Pan Reżyser był zadowolony. Czy aby na pewno? No prawie… co w tym bardzo dużych ambicji naszego Reżysera jest ogromnym sukcesem. A przy okazji pozdrawiam Cię Dawid serdecznie. ?